Translations in context of "Zakochała się w koniach" in Polish-English from Reverso Context: Zakochała się w koniach, a potem w nim. Myślę, że popełniła błąd. Pazura tradycyjnie się lansuje na wszystkim, zapomniany aktorzyna, Niech jeszcze jego g****a żonka-córka zrobi sobie zdjęcia z planszami "walcz z rakiem, rób sobie co pół roku kolonoskopię Ale poczyniliśmy wtedy pewne założenia i czy mieliśmy rację, czy nie, zrozumieliśmy, dlaczego król nie był zadowolony z faktu, że jego córka zakochała się w kimś takim jak nasz stary Natalka z "M jak miłość" w nowym sezonie będzie lesbijką, a wątek LGBT pojawi się w fabule serialu nie bez powodu! Marcjanna Lelek niedawno ogłosiła, że zakochała się w dziewczynie W cieniu arkad, z małolatami, mogłam sobie na to pozwolić, nie doniosą innym o moim przybyciu. Nie znali mnie, za młodzi. Nie rozgłoszą, że przyjechała marnotrawna córka dyrektora centrali nasiennej i siostra Mateusza, chłopaka, który zrobił karierę w stolicy. – Ups, sorki – odstąpił młody. Zrobiłam "to" na imprezie integracyjnej - Zdrowie. Stało się. Zrobiłam "to" na imprezie integracyjnej. Firmowe imprezy integracyjne doczekały się złej sławy: nic tylko pijaństwo, rozpusta W kim zakochała się Agnieszka Osiecka? *** Nadal cudownie gotował i ubóstwiał zabawy z Martusią, wyręczając w tym Babi, która nie potrafiła się zniżyć do poziomu kilkuletniej dziewczynki. ZAKOCHANY W KOLEŻANCE Z KLASY: najświeższe informacje, zdjęcia, video o ZAKOCHANY W KOLEŻANCE Z KLASY; zakochany 7 latek dokucza koleżance w szkole REKLAMA Gazeta.pl Kiedy urodziła się Agnieszka, żona zmieniła się dosłownie o sto osiemdziesiąt stopni. Przyznam, że bałem się depresji poporodowej i innych komplikacji, ale nic takiego nie nastąpiło. Adela zakochała się w naszej córeczce, była wyraźnie szczęśliwa, zajmując się nią. To był dla mnie piękny czas. Moja koleżanka zakochała się w moim bracie! Co robić?! Zacznę od tego, że przyjaźnimy się od 11 lat (mamy 16 lat), kiedy mój brat Karol (25 lat) przyjeżdża do domu, a ona akurat u mnie jest, od razu biegnie się z nim przywitać, pogadać i wgl cały czas o nim gada i mówi koleżankom z klasy jakie to ciacho, jakie ma piękne zielone oczy i brązowe włosy, tłumaczę jej, że to DiOd5w6. fot. Adobe Stock, Mediteraneo Miałam nadzieję, że los oszczędzi mi wojny pokoleniowej z moją córką. Miała już 18 lat i dogadywałyśmy się doskonale. Wysłuchując narzekań koleżanek na ich dzieci, cieszyłam się, że u Karoliny okres buntu przeszedł właściwie niezauważalnie. Aż pewnego dnia, gdy sortowałam brudne rzeczy do prania, z kieszeni spodni córki wypadło puste pudełko po tabletkach na odchudzanie. Znałam ich nazwę z prasy i telewizji… „Mój Boże, czyżby moja mądra córka nagle straciła rozum?!”. Fakt, kobiet w naszej rodzinie nie można było nazwać smukłymi… Ale myślałam, że udało mi się sprawić, żeby moja córka polubiła siebie i swój rozmiar 44. I nagle okazało się, że nie wiem, co siedzi w jej głowie i sercu. Najwyższy czas się dowiedzieć, dlaczego zaczęła się odchudzać! Postanowiłam delikatnie ją wybadać Zrobiłam więc aromatyczną herbatę, postawiłam na stole truskawki i zaprosiłam Karolinę na babskie pogaduchy. Gdy usiadła, przyjrzałam się jej uważnie. Cienie pod oczami, matowe włosy… „Od jak dawna maltretuje swoje ciało? Czyżby zapomniała, że przy naszych grubych kościach pościg za rozmiarem 38 jest bez sensu?”. – Wydajesz mi się ostatnio mocno zmęczona – zaczęłam rozmowę. – Masz jakieś problemy? – Matura. Dużo nauki. Mało snu – odparła lakonicznie. Niby racja. Tylko te tabletki… Chciałam wykrzyczeć swój gniew, błagać, by nie niszczyła zdrowia. Ale wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. – A może masz problemy sercowe? – spytałam. – Daj spokój. Kto by chciał… – zamilkła, spuszczając wzrok. A więc za tym odchudzaniem stoi jakiś chłopak! – To Wicek – wyznała Kasia, przyjaciółka Karoliny, którą przyparłam do muru. – Od zawsze chciała tylko jego, a teraz, jak kończymy szkołę, uznała, że to ostatnia szansa, zanim on pozna na studiach jakiś wieszak. To dlatego zaczęła się odchudzać Wicek! Jej przyjaciel z piaskownicy, który częściej jada obiady u nas niż u siebie… W życiu bym nie powiedziała, że Karolina myśli o nim inaczej niż o kumplu. Co teraz? Nie powinnam się wtrącać, ale w tym wypadku stawką było zdrowie Karoliny. Zadzwoniłam do Wicka i zaprosiłam go na naleśniki, wiedząc, że córka wróci później. – Smakują ci? – zagaiłam, chociaż jadł, jakby głodował. – Pani Jadziu, jest pani genialna. Znowu ratuje mi pani życie – powiedział. – Kocham jeść! – A nic po tobie nie widać… – Moja mama jest weganką – wyjaśnił, lekko się wzdrygając. – I nie dlatego, że kocha zwierzęta, ale że dzięki temu może nosić te swoje maciupkie sukienki. – Chce być piękna. Mężczyźni lubią szczupłe kobiety… Poradziłam, żeby z nią porozmawiał – Pani żartuje, prawda? – żachnął się. – Jak może podobać się kobieta, której nie można mocniej objąć ze strachu, że się złamie? – A… jakie dziewczyny tobie się podobają? Wicek poczerwieniał. – Takie jak Karolina – wykrztusił po dłuższej chwili. – Takie jak Karolina, czy może podoba ci się Karolina? – Ona w ten sposób na mnie nie patrzy – wybuchnął. – Chciałem wzbudzić w niej zazdrość, umawiałem się z innymi, ale to nic nie dało. Czuję, że kończy mi się czas. Idziemy na studia, ona pewnie pozna innych facetów… – Dlaczego nie powiedziałeś jej o tym? – przerwałam. – Pani żartuje? Jak się dowie, co do niej czuję, zacznie czuć się przy mnie niezręcznie. Nie chcę stracić jej przyjaźni. – Musisz postąpić jak mężczyzna i zaryzykować. Chcesz oddać ją walkowerem jakiemuś obcemu chłopakowi? Po prostu wszystko jej powiedz. Nalałam mu herbaty do kubka i wyszłam z kuchni, by przemyślał sprawę. Jakiś czas potem wróciła córka… Czułam, jak ogarnia mnie ekscytacja. Nie wiem, o której Wicek wyszedł ani jak długo rozmawiali. Nic nie słyszałam, bo poszłam spać. A rano zrobiłam śniadanie i zawołałam Karolinę.… Chyba po raz pierwszy od czasów, gdy moja córka dorosła, ujrzałam na jej twarzy uśmiech prawdziwego szczęścia. I wiedziałam, że już nie muszę się o nią martwić. Czytaj także:„Zakochałem się w koleżance z pracy, ale zrezygnowałem z tej miłości przez głupie plotki. Prawie ją straciłem”„Miałam 43 lata i znów byłam w ciąży. Byłam stara i za bardzo zmęczona, żeby znów babrać się w pieluchach”„Córka twierdzi, że okradam ją z renty po ojcu, bo skąpię na jej zachcianki. A jedzenie i rachunki same się opłacają?” Albo wÅ‚asnÄ… pracÄ™, albo - jak z tym jest problem - to chociaż JAKIEKOLWIEK hobby, zajÄ™cie. CoÅ› "wÅ‚asnego", jakoÅ› rozwijajÄ…cego, interesujÄ…cego, co "odklei" od rodziny na parÄ™ godzin i pozwoli nabrać czÅ‚owiekowi dystansu, docenić samego siebie. JakaÅ› pasja inna niż rodzina. Mnie to strasznie przeraża, jak ludzie majÄ… skierowany wektor emocji w jednÄ… stronÄ™. Jestem głęboko przekonany, że każdy czÅ‚owiek musi mieć coÅ› "swojego". Dla niektórych może to być wÅ‚aÅ›nie kariera czy chociażby praca dorywcza, dla innych z kolei może to być jakieÅ› wÅ‚asne hobby, zajÄ™cie. Bez tego to życie jest jakieÅ› koszmarnie przykre i przerażajÄ…ce. I w przypadku osób, które siÄ™ tak poÅ›wiÄ™cajÄ… jest dokÅ‚adnie tak, jak musisz. Albo mÄ™czÄ… swoje dzieci o wnuki, albo szukajÄ… czegoÅ› podobnego u postronnych mama ma znajomÄ…, która od dziecka miaÅ‚a wpojony taki model "poÅ›wiÄ™cenia". Najpierw zajmowaÅ‚a siÄ™ swoimi dziećmi w małżeÅ„stwie z rozsÄ…dku. Potem swoimi rodzicami, którzy wymagali staÅ‚ej opieki. W miÄ™dzyczasie rozbudowaÅ‚a dom, aby dzieci mogÅ‚y z niÄ… zostać na staÅ‚e i spÅ‚odzić tam kolejne pokolenie. Efekt jest taki, że dzieci wyjechaÅ‚y do innego kraju i tam uÅ‚ożyÅ‚y sobie bezdzietne życie, rodzice jej zmarli, a ona zostaÅ‚a z wielkim domem i niezbyt szczęśliwym małżeÅ„stwem. I co robi? Desperacko szuka sposobu, aby wypeÅ‚nić tÄ™ lukÄ™, pomagajÄ…c sÄ…siadom, jakimÅ› postronnym ludziom, wchodzi w ich dramy życiowe to nie jest tak, że ona to "lubi" robić - ona po prostu nie wie, że można żyć inaczej i na siłę próbuje siÄ™ pakować w najbardziej chore, ciężkie, skomplikowane sytuacje, żeby tylko mieć rÄ™ce peÅ‚ne OPIEKI I POÅšWIĘCENIA. „Gdy zobaczyłam minę Małgosi, wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Nagle wybiegła z płaczem, bo widziała jak jej miłość, trzyma inną dziewczynkę za rękę. Nie wiedziałam, jak mam pomóc zdruzgotanej córeczce. Wszyscy mówili, że 6-letnie dziecko nie wie co to miłość, ale to bzdura. Musiałam ją wspierać”. Małgosia przyszła tamtego dnia z przedszkola szczęśliwa jak nigdy dotąd. Stało się coś niezwykłego. Od razu to zauważyłam. Czułam, że chce mi powiedzieć jakąś bardzo ważną rzecz. Uśmiechnęłam się. – Jesteś zadowolona – zagadnęłam ją. – Wydarzyło się coś miłego? Skinęła głową z radością na twarzy. – No – powiedziała takim tonem, jakby zaraz miała mi zdradzić jakąś wielką tajemnicę – Alan mnie pocałował! – Ten ładny blondynek? – upewniłam się. W jej grupie było dwóch Alanów. Jeden był pół Polakiem, pół Czechem. Jego mama tak śmiesznie mówiła po polsku, że choć bardzo się starałam, trudno mi było zachować powagę. Ten czesko-polski Alanek miał wielką rudą czuprynę i wieczny katar. Chyba podświadomie wybrałam na partnera do całowania mojej córki drugiego Alanka: złotowłosego chłopczyka o niebieskich oczach. Po chwili zganiłam w duchu samą siebie. Nie powinnam tak oceniać. Ładny, brzydki... A dzieci mogą to widzieć zupełnie inaczej. Może ona wcale nie dostrzega kataru i wielkiej głowy? Sama, kiedy byłam w pierwszej klasie, kochałam się w chłopcu, którego po latach, gdy wpatrywałam się w szkolne zdjęcia, oceniłam jako straszliwe brzydactwo. Córeczka jednak potwierdziła, że chodzi o blondynka. – I wiesz, mamusiu – zawołała podniecona Gosia – Ja się w nim zakochałam! – A on w tobie? – spytałam. Wzruszyła tylko ramionami. – Nie wiem. Ale chyba też. – To macie wielkie szczęście! – zaśmiałam się. – W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz. Moja córeczka jeszcze nie znała tego przysłowia. Zrobiła wielkie oczy i spytała: – Jak to? – Kochanie, chodzi o to, żeby dwoje ludzi zakochało się w sobie jednocześnie – wyjaśniłam. – Bo przecież może się zdarzyć, i czasami tak się właśnie dzieje, że tylko jedna osoba kocha się w drugiej. A tamta nie zwraca na nią uwagi. – I co wtedy? – spytała zaciekawiona. Westchnęłam głośno, a przed oczami stanęła mi moja miłość z liceum Zasypiałam i budziłam się z jego twarzą przed oczami. Kochałam się w Michale prawie trzy lata, lecz on mnie nie dostrzegał. Zapewne przez lata trochę go wyidealizowałam, jednak nawet dziś, gdy o nim myślę, wydaje mi się, że był superchłopakiem. Wyglądał doroślej od innych, a poza tym zachowywał się tak, jakby szkolny system w ogóle go nie dotyczył. Grał na gitarze. Pisał piosenki i muzykę. Wszystkie dziewczyny w szkole się w nim kochały. Pamiętam, jak mnie zabolało, gdy uświadamiałam sobie, że nigdy z nim nie będę. – Wtedy bywa ciężko – odpowiedziałam wpatrzonej we mnie Małgosi. – Dlaczego? – spojrzała na mnie z zaciekawieniem. – Bo bardzo się tęskni. Kocha się osobę, dla której jesteśmy obojętni, a chcielibyśmy, żeby było inaczej – wyjaśniłam. – Aha – odparła moja córka i pobiegła do kuchni nalać sobie soku. Nie miałam pojęcia, że biedaczka tak szybko będzie się mogła sama przekonać, co tak naprawdę znaczą te słowa. Przez cały tydzień Małgosia mówiła tylko o Alanku. Że pani posadziła ich obok siebie przy stoliku. Że razem robili wielkanocną wyklejankę i malowali pisanki. I że Alanek podzielił się z nią deserem, choć przecież sam uwielbia mandarynki. Z sympatią pomyślałam o ich wychowawczyni. Młoda, pełna energii. I mądra. Może inna nauczycielka celowo by ich rozsadzała, żeby nie byli zbyt blisko. Bo co jak będą cały czas gadać? Albo zaczną się całować? I ona się głupio poczuje. Ale pani Ewa nie miała takich problemów. Nawet kiedyś do mnie mrugnęła, gdy weszłam do sali, i brodą wskazała kąt, w którym moja córka i Alan siedzieli, przeglądając bajkę o smokach. Zdaje się, że smoki to jego pasja. Smoki i dinozaury. Uśmiechnęłam się wtedy do niej. – Dzisiaj Alan mi powiedział, że mam ładne buty – oznajmiła mi Małgosia, gdy już siedziałyśmy w szatni, a ona zapinała na rzepy nowe adidasy – Takie bielutkie. – Tak, są ładne – przyznałam. – Masz dobry gust. Sama je przecież wybrałaś. Gdy wyszłyśmy z przedszkola, poprosiła, żebyśmy poszły do jej ulubionego sklepu z zabawkami, długopisami i innymi szkolno-biurowymi cudami. Okazało się, że chciała kupić Alanowi drobiazg. – Coś malutkiego, mamusiu – popatrzyła na mnie prosząco. – Żeby wiedział, jak bardzo go lubię... „No, no. Ale ją wzięło!” – pomyślałam. Kupiłyśmy porcelanową figurkę smoka. Małgosia zapakowała go w srebrny papier i przewiązała czerwoną wstążką. Gdy byłyśmy już w domu, postawiła pakunek na swoim biurku. Przechodząc od czasu do czasu koło jej pokoju, zauważyłam, że cały czas wpatruje się w prezent. W końcu przyszła do mnie do kuchni. – Myślisz, że mu się spodoba? – spytała, patrząc na mnie niepewnie. – Jasne – odparłam, nakładając dżem na naleśniki – Przecież lubi smoki. – A jeśli już takiego ma? – martwiła się. Uśmiechnęłam się do niej. – To trudno – wzruszyłam ramionami – I tak będzie dla niego szczególnie ważny, bo przecież jest od ciebie, prawda? Ta myśl wyraźnie ją ucieszyła Wzięła naleśnika, nalała sobie mleka i spytała, czy może pooglądać telewizję. Pozwoliłam tylko dlatego, że włączyła kanał Mini Mini, a nie ten koszmarny Disney Channel, na którym w kółko lecą durne seriale. Właśnie zaczęła się „Świnka Pepa”. – A wiesz, mamo?! – zawołała z kanapy z pełnymi ustami – Wiesz, że Alan bardzo lubi świnkę Peppę? I tak było przez kolejne dwa tygodnie. Smok okazał się prezentem trafionymi. Alanek, chyba w rewanżu, sprezentował Małgosi kwitnący hiacynt. Aż w końcu w pewną majową sobotę koleżanka Małgosi obchodziła urodziny w sali zabaw. Przyszła cała przedszkolna grupa mojej córeczki. Był też Alanek. Przez dwie godziny dzieci bardzo grzecznie się bawiły. I nagle, tuż przed wyjściem, Małgosia pokłóciła się ze swoim wybrankiem. Obydwoje wyszli z przyjęcia naburmuszeni. Już w domu spytałam ją, o co poszło. – Bo on nie chciał się posunąć, kiedy zjeżdżałam rurą! – wybuchnęła. – Głupi! – Od razu głupi? A może w coś się bawił i dlatego nie mógł cię przepuścić? – W nic się nie bawił! Jest złośliwy i tyle! – wrzasnęła Gosia, tupiąc nogą. – A w dodatku trzymał dziś za rękę Arletę! Zastanawiałam się, co powiedzieć. – Może stał z nią w parze, bo pani mu kazała? – usiłowałam załagodzić wybuch. – Wcale nie! – Gosia wybuchnęła płaczem. – On już mnie chyba nie kocha… – Kochanie... – przytuliłam ja, usiłując pocieszyć, ale miałam wrażenie, że jestem kompletnie bezradna wobec jej płaczu. Zupełnie jakby była w pełni dorosłą kobietą, którą porzucił narzeczony. Potem z każdym dniem było gorzej. Jakkolwiek absurdalnie by to zabrzmiało, Alanek chyba się rzeczywiście odkochał i porzucił moją córkę. Jasne. To się w tym wieku zdarza, i to nagminnie. Problem w tym, że ona wciąż darzyła go uczuciem. Była smutna i straciła apetyt. Naprawdę nie mam pojęcia, jak jej pomóc – mówiłam Joli, koleżance z pracy. – Wygląda na to, że Małgosia ma złamane serce. – Nie żartuj! – zaśmiała się. – Przecież to sześciolatka! Uważasz, że taka mała dziewczynka wie, co to miłość? – Chyba niestety wie – westchnęłam. Już nic nie powiedziałam Jolce. Ona należy do osób, które sądzą, że zakochać się można na poważnie dopiero, gdy jest się dorosłym. W sprawie Małgosi zadzwoniłam do znajomej psycholog. Na szczęście ta podeszła do sprawy poważnie. Powiedziała, że jedyne, co w tej sytuacji mogę zrobić, to towarzyszyć mojej córce w tym uczuciu. W żadnym razie nie wyśmiewać i nie bagatelizować jej problemu. Wypowiedzi typu „To nic takiego, przejdzie ci!” są najgorsze. – Zapewniaj Małgosię, że może na ciebie liczyć – poradziła. – Że ją rozumiesz, bo kiedyś też byłaś nieszczęśliwe zakochana. Możesz opowiedzieć jej swoją historię. Oczywiście w wersji zrozumiałej dla dziecka. A resztę trzeba przeczekać. Uczucie minie. I przyjdzie kolejne. Na szczęście miesiąc później sprawa przycichła, bo Alanek się wyprowadził. Za to do bloku tuż obok nas wprowadziła się rodzina z bliźniakami. Obydwaj chłopcy do złudzenia przypominają tych z „Nie ma to jak hotel”. Małgosia uwielbia ten serial i już się z nimi zaprzyjaźniła. Mam nadzieję, że gdy moja córka znów się zakocha, jej wybranek będzie bardziej stały w uczuciach niż Alan. Jeśli nie, znów czeka mnie ciężka przeprawa. Wioletta, 34 lata Czytaj także: „Syn i jego ciężarna dziewczyna zginęli w wypadku. Przeżyło tylko dziecko. Byłam jego jedyną nadzieją na normalne życie” „Zignorowałam skurcze, a potem... zaczęłam rodzić w najbardziej luksusowej restauracji w mieście” „Przedwczesny poród, śmierć córeczki… A to wszystko dlatego, że uwierzyłam w zdradę męża, którą wmawiała mi koleżanka”